poniedziałek, 28 lipca 2014

8. Po raz kolejny nieświadomie targnęłam się na własne życie.

Liv.
Po tym jak wyłączyłam komórkę kontynuowałam swoje jedzenie. Byłam strasznie wkurzona. Moi pseudo przyjaciele traktują mnie jak obcą. Wcale mnie nie słuchają i wymyślają sobie niestworzone rzeczy. Co się z nimi dzieje? Dlaczego tacy są? Wydawało mi się, że nic nas nie rozłączy, że jesteśmy przyjaciółmi na zawsze. Byli pierwszymi osobami, które mają ochotę ze mną rozmawiać i nie interesuje ich to kim są moi rodzice. To przykre,a zarazem miłe z ich strony. Co ja pierdole? Nie wiem, nic już. Złapałam się za głowę wplątując we włosy palce. Jestem taka zagubiona. Nic już nie rozumiem. -KURWA!!-krzyknęłam jak najgłośniej potrafiłam i jednym szybkim ruchem uderzyłam w miskę. Mleko , które było w środku naczynia, rozlało się po całym stole i powoli, małymi kroplami kapało na podłogę. Natomiast płatki gdzieniegdzie pojawiały się w całej kałuży białej cieczy. Zasłoniłam ręce dłońmi i jechałam nimi w dół, zostawiając ślady zadrapań. Nie miałam zamiaru tego sprzątać. Za niedługo powinna pojawić się tu moja mama, która wszystko ogarnie. Pierdole ją, pierdole mojego ojca, pierdole wszystkich. Nikomu nie mogę ufać. Ten świat jest do dupy. Po co Bóg mnie stworzył, skoro jestem kompletnie bezużyteczna, nikt mnie nie lubi. Nawet rodzice mają mnie w dupie. Nienawidzę się, nienawidzę tego całego gówna, które nazywa się moim życiem. Czułaś się kiedyś tak jakby nikt cię nie znał? Jakbyś była powietrzem, a bardziej dwutlenkiem węgla, który jest tak bardzo szkodliwy dla wszystkich i każdy cię odpycha, bo przez ciebie może mu się coś stać? Tak się czuje. Jak wyrzutek. Jak nieobchodzące nikogo coś. Podeszłam do barku moich rodziców i wyjęłam pełną butelkę wódki. Otworzyłam ją i przechylając upiłam na prawdę duży łyk.  Moje rany po pierwszym cięciu się zaczęły pulsować. Od razu spojrzałam w tą stronę. Domagały się pomnożenia. Chciały by było ich więcej. Mój mózg sam stworzył sobie strzałki pokazujące wolne miejsca na kolejne blizny. Przeniosłam wzrok na moje schody. Bez zastanowienia pobiegłam jak szalona po stopniach na górę i wpadłam jak poparzona do łazienki. Rzuciłam się na półeczkę i zaczęłam szukać mojego ukojenia. Czegoś co mi pomoże. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, gdy w moich dłoniach znalazła się żyletka. Spokojnym krokiem przeszłam do pokoju,a po drodze dokładnie oglądałam błyskotkę, którą trzymałam. Uśmiechałam się jak wariatka. A może ja jestem wariatką? Usiadłam na łóżku i nie czekając na nic wbijałam ostre narzędzie w swoją skórę i przeciągałam. Robiłam to tak, aby nie wylądować w szpitalu,a prędzej już na cmentarzu gdyż nie wiedziałam kiedy  ktoś zjawi się w domu. idealne kreski zaczęły napływać krwią, której z każdą sekundą przybywało. Mój uśmiech znikał,a ja robiłam się coraz słabsza. Zaczęłam się cała trząść, tak że żyletka wypadła mi z rąk spadając na podłogę. Bujałam się w przód i tył, jakbym miała chorobę sierocą. Patrzyłam cały czas w jeden punkt i o niczym nie myślałam. Kompletnie-w głowie miałam pustkę.Co jakiś czas brałam łyk wódki. Czułam tylko ostre pieczenie i spływającą czerwoną ciecz. Do moich oczu zaczęły napływać łzy,ale nie wypuściłam ani jednej. Nie pozwoliłam sobie na takie coś. O nie, nie. Ty jesteś tępa Liv. Przed chwilą się pocięłaś, a teraz pierdolisz że na łzy sobie nie pozwolisz? Jesteś żałosna. Moje myśli biły się ze sobą. W końcu nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Nie panowałam na tym. Tak bardzo potrzebowałam kogoś, rozmowy, czegokolwiek. Na kogo niby mogłabym liczyć? Jedyną osobą,która chce ze mną gadać jest Justin, chociaż sama nie wiem czy to prawda, czy się na mnie nie obraził. Odblokowałam swojego laptopa i od razu napisałam do Bieber'a. To co leżało mi na sercu-to co było prawdą. Moja wiadomość brzmiała 'Porozmawiajmy przez skype... proszę... ja potrzebuje kogoś. Potrzebuje pomocy, pogadać..' Dzięki Bogu zareagował natychmiastowo. Od razu odebrałam połączenie. Nadal cały czas się trzęsłam. Zlustrowałam go i delikatnie sie uśmiechnęłam widząc jego zmartwienie. To miłe.Kiedy tylko się odezwał i usłyszałam to pytanie momentalnie zapomniałam o wszystkim. Patrzyłam na ścianę  jak zahipnotyzowana. Czułam się jak pieprzona psycholka i tak się zachowywałam. Słysząc swoje imię zareagowałam spojrzeniem na mężczyznę i  się roześmiałam.Tak,w tej chwili nie byłam sobą. Nie wiem co robiłam, nie panowałam nad własnym ciałem i umysłem. Uniosłam swoją zakrwawioną rękę do góry. Widząc jego zaskoczenie obróciłam ją w swoją stronę. Miałam wielką ochotę zlizać spływająca z niej krew. Nie wiadomo dlaczego nabrałam przekonania, że to przyniesie mi ukojenie jakiego potrzebowałam, gdy pojawiła się obawa że Justin może się wystraszyć i rozłączyć. Na całe szczęście szybko zniknęła a zaraz na jej miejsce znalazła się pewność że i tak już podejrzewa że nie jestem normalna więc co mi szkodzi spróbować. Najwyżej stracę kolejna osobę której choć trochę na mnie zależy. Ale wątpię żebym to zniosła. Nie zastanawiając się dłużej, spełniłam swój zamiar. W ustach poczułam metaliczny smak swojej krwi. Śmiałam się jeszcze głośniej. Czerwona ciecz znajdowała się na mojej brodzie, zębach i języku. Wszystko wyglądało jakbym była w jakimś horrorze. Chichotałam jeszcze cicho i uśmiechnęłam się do niego. - Podoba ci się Justin? -wybełkotałam. Powoli zaczęłam zatracać się w bólu i nie do końca rozumiałam co robię. Nie wiem co spowodowało, że spytałam Justina. Ale widząc, że konwersacja dalej jest prowadzona kamień spadł mi z serca. Czułam się coraz gorzej. Nagle przestało mnie to wszystko bawić i zaczęłam wpadać w depresje. Nie zauważyłam kiedy łzy które zebrały się pod moimi powiekami, zaczęły spływać po moim policzku. Kładłam się powoli na łóżko i coraz głośniej płakałam. Współczułam w tym momencie mojej poduszce gdyż była cała mokra od moich łez i kropel ostrej cieczy która ciekła z moich warg. Byłam już tak pijana,że nie rozumiałam do końca co ja tak właściwie robię. Sama nie wiedziałam co mówiłam. Wszystko zlewało się w jeden wielki niezrozumiały dla nikogo bełkot. Moje powieki powoli zaczęły opadać,ale nie usnęłam a dzięki temu nabrałam sił i zaczęłam mówić. -Miałeś kiedyś takie uczucie, że wszyscy na których Ci zależy mają Cie głęboko w dupie? Że jesteś śmieciem, wyrzutkiem ale tylko dlatego, że próbowałeś być sobą. Ludzie oceniają Cię przez to kim są twoi znajomi i rodzice? Przez to jakiej muzyki słuchasz i co czytasz. Nie znając twojej historii pozwalają sobie na słowa, które cały czas siedzą w twojej głowie i odbijają się echem. Patrzą na Ciebie z góry i taką pogardą  jakbyś co najmniej kogoś zabił?- co ja w ogóle pieprze? Po co mu o tym mówię, co go to obchodzi? Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. - Tak ,dlatego zacząłem tu pracować- Te słowa rozbudziły mnie do tego stopnia,że od razu wytrzeźwiałam. Proszę? O czym on mówi? 'Tu pracować' -czyli gdzie? tak to chciałam powiedzieć, ale z moich ust wszyło tylko zwykłe- Naprawdę?- może dlatego,że alkohol znów zaczął działać. Opadłam bez sił na łóżko i z wielkim zainteresowaniem patrzyłam na swój żyrandol. -A mnie nikt nie lubi.- westchnęłam krótko i wydęłam dolną wargę. Usłyszałam cichy śmiech i 'Ja ciebie lubię.' -Ale ty nie istniejesz- odpowiedziałam. Wiedziałam,że nie zrozumie. -Bo jesteś dla mnie dobry, a dla mnie nikt nie jest dobry. Tak już jest i musi być to jest napisane tam u góry.- uniosłam palec wskazując mu kierunek.- I wcale nie chodzi mi o sufit.- zaczęłam się śmiać z własnego żartu. Resztę rozmowy nie do końca pamiętam, wszystko mi się już mieszało. Byłam również zmęczona i mogłam większość przespać. Potem już chyba naprawdę wytrzeźwiałam, bo przypomniałam sobie o sprawie, która mnie od wczoraj nurtowała. Usiadłam i przybliżyłam się do monitora, dokładnie obserwując mężczyznę. Widząc jego zmieszanie od razu się odezwałam. -Justin -powiedziałam szybko ciągle obserwując jego reakcję- Mogę zadać Ci pytanie?- nie czekając na odpowiedź kontynuowałam - Znaczy... Wczoraj kiedy rozmawiałam z moim przyjacielem- tu prychnęłam -byłym przyjacielem- poprawiłam się- do jego pokoju wszedł prawdopodobnie jakiś chłopak mówiąc że woła go...- i nagle zwymiotowałam na swoje łóżko.To było ohydne,ale tak reaguje właśnie na alkohol. Zwyczajnie nie zdążyłam do toalety. Gdy się podniosłam, prawie zaczęłam płakać. -W-wołał g-go -zająknęłam się -Ja przepraszam -Spokojnie możesz mi wszystko powiedzieć.-od razu usłyszałam, co było miłe przez co się zarumieniłam. W moich oczach pojawił się blask nadziei. W tej chwili usłyszałam czyjeś kroki i głos mojej mamy. -Liv?! Liv kochanie wróciliśmy! Dlaczego nie zamknęłaś domu? Coś się stało? -Kobieta otworzyła drzwi,a w jej oczach było można odczytać przerażenie.  -Co do cholery się dzieje? - Nie wiedziałam co mam zrobić. Byłam przestraszona. -Co to ma znaczyć?!- podeszła do pustej butelki. -co ty gówniaro wyrabiasz?! Zostawiłaś taki bałagan, nie zamknęłaś domu i jeszcze się upijasz! Cholera jasna Liv masz 18 lat! Posprzątałabyś po sobie co? -widziałam w jej wyrazie twarzy wściekłość. Zresztą w dupie to miałam. To nie pierwszy raz. -Po za tym zbiłaś mój ukochany wazon!-krzyknęła z przedpokoju.Wtedy nie wytrzymałam. Jak ona mogła teraz mówić o tym jebanym wazonie. A może tak kurwa ,,Dzień dobry"?  -SZKODA KURWA, ŻE TYLKO RZECZY SĄ TAKIE KOCHANE. JESTEŚ PIERDOLONĄ MATERIALISTKĄ.  MI NIGDY NIE POWIEDZIAŁAŚ ŻE MNIE KOCHASZ. NIENAWIDZĘ WAS!-wykrzyczałam przez łzy i trzasnęłam drzwiami. Nawet nie zauważyła moich ran na nadgarstku. Nic nie widzi nigdy, jest ślepa i pojebana. Nikomu nie życzę mieć takich rodziców. Rozpłakałam się tak porządnie. Zjechałam ze ściany i owinęłam ramionami swoje kolana. Szlochałam głośno i nie mogłam się opanować. I wtedy sobie przypomniałam że nie przerwałam rozmowy. Spojrzałam na komputer i ujrzałam rozradowaną twarz Justina  Cholera! Zapomniałam się rozłączyć.Jaka idiotka! Jak mogłam zapomnieć wcisnąć tą cholerną czerwoną słuchawkę! Przeklęłam siebie w duchu. Ale jednak sprawiło mi to trochę satysfakcji. Sama nie wiem dlaczego. Jestem pijana nie muszę się tym przejmować. Podeszłam do komputera i spojrzałam w rozbawione oczy Justina. Uśmiechnęłam się do niego. -Co jest tak zabawne?-zapytałam. Roześmiał się dźwięcznie. -Nic, nic kompletnie.- Nie dowierzając zmarszczyłam brwi. Jego humor zaczął mi się udzielać. -No nie krępuj się, powiedz.- Odpowiedział mi tylko jeszcze głośniejszy rechot. Sama zaczęłam się śmiać. Miałam tylko nadzieje, że nie ja jestem powodem tego nagłego wybuchu endorfin. A nawet jeśli, to nie chciałam niczego psuć dąsaniem się, szczęśliwy Justin to jednak rzadkość. Kiwnęłam do niego zachęcająco, w głębi ducha zaczynałam się już niecierpliwić. -Twoja mama... -zaczął i ponownie parsknął śmiechem. Moja mama? Czego on od niej chciał? Zirytował mnie. Nie chcę, żeby teraz o niej wspominał. Niekiedy powoli zaczęłam trzeźwieć. Sięgnęłam pod łóżko wyciągając kolejną butelkę wódki. Pociągnęłam parę łyków. Poczułam jak alkohol pali moje gardło i rozlewa się po moim ciele. Zaczęło mnie trochę mdlić i na moment straciłam równowagę i musiałam oprzeć się o mebel. Odłożyłam wódkę na bok. Teraz mogłam kontynuować rozmowę o moje matce. Podniosłam rozmarzony wzrok z powrotem na ekran. Chłopak siedział na tym samym miejscu z szerokim uśmiechem przyglądając się moim poczynaniom. Siedzieliśmy tak chwilę mierząc się wzrokiem -To czego chcesz od mojej matki? -odezwałam się jako pierwsza. -Numeru. -Zatkało mnie. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Nagle zrozumiałam z czego tak bardzo śmiał się Justin. To żart, to musi być żart. Zachichotałam i wzięłam do ręki alkohol. Napiłam się trochę krztusząc. -Ha ha ha, zabawne- mruknęłam. Robiłam się już trochę senna. Mimo to cały czas moje kąciki unosiły się ku górze. -Co? -spytał zdezorientowany nastolatek. -To -bąknęłam niekoniecznie świadoma o co mi chodziło. -To wszystko. -ciągnęłam. -Co wszystko? -drążył. W jednej sekundy opiekuńczy Bieber zmienił się z powrotem w Bieber’a dupka. Serio był takim idiotą, czy specialnie mnie prowokował. Jeśli tak to udało mu się.-NIE WKURWIAJ MNIE!- wrzasnęłam - To wszystko, czyli  twój żart dotyczący mojej mamy- dodałam trochę spokojniej. -Kiedy to nie był żart, twoja matka jest naprawdę seksowna - powiedział zupełnie poważnie. Zaczęło się we mnie gotować. Dlaczego nie mogłam byc tak pijana, żeby stracić przytomność? Juz przestała mnie bawić ta cała sytuacja. -To był żart, a ty odwalisz sie od mojej mamy. -Zaczęłam wstawać z krzesła aby poprawić dywan, który wplątał się w jego kółko. -Ale ja Ci mówię...
 -Kurwa mówię przecież, że to był żart a moja mama wcale nie jest seksowna!- przerwałam mu, krzycząc z pod biurka, gwałtownie wstając, co spowodowało, że boleśnie uderzyłam się w głowę. -Nosz ja pierdole- syknęłam wychodząc spod mebla. Złapałam się za miejsce, które pulsowało bólem. Poczułam, że moja dłoń zrobiła się mokra. Szybko przybliżyłam ją do twarzy uważnie się jej przyglądając. Krew widniejąca na moich palcach świadczyła tylko o tym, że po raz kolejny nieświadomie targnęłam się na własne życie. Nie zastanawiając się długo ściągnęłam koszulkę i przyłożyłam ją do rany, próbując zahamować krwotok. Stałam tak przez chwilę gdy usłyszałam jak coś świszczy, jakby powietrze wypuszczane przez zęby. Odwróciłam głowę laptopa aby ujrzeć zszokowaną twarz Justina na którą powoli wstępował szeroki uśmiech. Nie wiedział, że zauważyłam, że się na mnie gapi. W sumie nie tak na mnie tylko na mój biust. Gdybym nie była pod wpływem alkoholu to pewnie szybko zakryłabym się koszulką ,ale zamiast tego wypięłam się sprawdzając tylko czy mam na sobie stanik. Na całe szczęście pozostawał na swoim miejscu. Nie peszyła mnie świadomość, że Justin rozbiera mnie wzrokiem. -Jeśli to Cię pocieszy...to musicie mieć TO w genach.- Usiadłam z powrotem na krześle wkurzona, że rozmowa znów sprowadza się do mojej matki. Zrobiłam to jednak trochę zbyt gwałtownie bo rana znów zaczęła pulsować. Skrzywiłam się lekko, i zobaczyłam współczucie w oczach chłopaka, które szybko zniknęło a na jego miejsce znów wstąpiło pożądanie. Powinnam już dawno założyć koszulkę. W pewnym momencie chciałam nawet zaproponować mu, żeby zdjął swoją, ale w porę ugryzłam się w język. Przez chwile nic nie mówiliśmy ,o dziwo, patrząc sobie w oczy. W pewnym momencie przyszło mi na myśl, że się trochę z nim pobawię i zagryzłam dolną wargę. Lecz nie takiej reakcji się spodziewałam, ponieważ zostałam wyśmiana. Spróbowałam trochę inaczej i zsunęłam delikatnie ramiączko od stanika. Justin przestał się śmiać i wytrzeszczył zaskoczony oczy. Zaraz jednak się opanował i spojrzał na mnie poważnie. Nie wierzyłam co robię ale jeszcze nie odczuwałam wstydu. Wiedziałam, że są to tylko skutki alkoholu. Sama nigdy nawet nie odważyłabym się uchylić rąbek bluzki. Ja nawet nie nosiłam dekoltów i koszulek na ramiączkach. Zamiast się zasłonić usłyszałam jak mówię -Stanął Ci? - Spytałam uśmiechając się chytrze. Justin wybuchnął tak głośnym śmiechem, że zdziwiłam się, że mogłabym kiedykolwiek kogoś rozbawić. Cieszyłam się, że nie speszyłam go tym pytaniem. Czekałam cierpliwie na odpowiedź. -Serio chcesz wiedzieć? - spytał się mnie. Spojrzał na mnie tak gorącym wzrokiem,że poczułam jak wódka ze mnie wyparowuje. Jednym ruchem zamknęłam laptopa. Wiedziałam, że rumieńce zdążyły rozlać się po moich policzkach. Ogarnięta wstydem usiadłam na łóżku, modląc się tylko o to, żeby Justin nie uznał mnie za dziwkę...
______________________________________________________________
Witam,cześć, dzień dobry!
Cóż te o to wypociny napisałyśmy razem.
Mimo,że przy 7 rozdziale jest tylko 1 komentarz, postanowiłyśmy dodać nie mogąc dłużej czekać..
Podoba wam się? Jest już więcej i fragment dla zboczuszków (tak Jadziu myślę o tobie)
Proszę komentujcie, to strasznie motywuje!
Do następneego!

wtorek, 15 lipca 2014

7.-Nikt mnie nie lubi -Ja Cię lubię

Justin
    Leżałem w łóżku tępo patrząc się w sufit. Nie mogłem spać. Moje myśli ciągle krążyły wokół jednej osoby, Liv. To już zbyt długo trwa. Dawno powinienem załatwić sprawę a nie ciągnąć to dalej. Boje się, że ta cała sytuacja odwróci się przeciwko mnie. Nie wiedzieć czemu wspomnienie wczorajszego dnia, wywoływało u mnie uśmiech na twarzy. 

    Usiadłem do komputera z kubkiem herbaty w ręce. Wyświetliłem listę kontaktów i wyszukałem osobę, która w tym momencie najbardziej mnie interesowała. Całe szczęście była dostępna. Włączyłem chat i nim zdążyłem wysłać napisany tekst, dostałem wiadomość.
Liv: Porozmawiajmy przez skype... proszę... ja potrzebuje kogoś. Potrzebuje pomocy, pogadać...
W tym momencie jakby mnie coś ukuło w sercu. Napisała, że potrzebuje pomocy,potrzebowała mnie. Martwiłem się. Połączyłem się z dziewczyną, niemal natychmiast odebrała. Zobaczyłem jej spuchniętą twarz. Miała zaczerwienione oczy i spierzchnięte blade usta. Oprócz tego cała się trzęsła. Z całą pewnością płakała przed chwilą. Z powrotem podniosłem wzrok na jej oczy, gdy to zauważyła kąciki jej ust uniosły się delikatnie, na co odpowiedziałem jej szerokim uśmiechem. -Więc... co się stało?- zapytałem szczerze ciekawy, zachęcając ją do zwierzeń. Liv spoważniała. Nagle zrobiło się niezręcznie. Brunetka zapatrzyła się w jeden punkt poza ekranem jej monitora. - Liv... -zacząłem. Popatrzyła na mnie i zaczęła się głośno śmiać. Zanim zdążyłem spytać co ją tak rozbawiło, podniosła rękę na widok której, zachłysnąłem się powietrzem. Na jej nadgarstku widniały czerwone pręgi z których nieustannie sączyła się krew. Odwróciła dłoń w swoja stronę i jak zahipnotyzowana zaczęła wpatrywać się w rany. Nagle zlizała całą ciecz z cięć, co wywołało u niej jeszcze większy napad śmiechu a  u mnie obrzydzenie. Krew ściekała jej po brodzie co wyglądało zarówno komicznie jak i przerażająco. Spojrzała na mnie ciągle chichotając.-Podoba ci się Justin? -gdy otwierała buzię mogłem dostrzec krew na jej zębach i języku. Nie odzywałem się czekając na wyjaśnienia ze strony nastolatki. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Już wcześniej miałem styczność z takimi sytuacjami. Niestety, ale w mojej branży to nieuniknione. Śmiech dziewczyny powoli przeradzał się w szloch. Nim się obejrzałem leżała na swoim łóżku, w pozycji embrionalnej, trzęsąc się i wylewając łzy w poduszkę. Czasami przestawała aby sięgnąć po wódkę z której raz po raz pociągała duży łyk. Po pewnym czasie przestała płakać tylko mamrotała coś pod nosem czkając, upewniając mnie że jest już naprawdę mocno schlana. Cały czas patrzyłem na nią nie pozwalając ulotnić się żadnemu dźwiękowi z moich ust. Gdy wyglądało na to, że śpi, chciałem się rozłączyć ale powiedziała coś na tyle wyraźnie, ze mogłem ją zrozumieć. -Miałeś kiedyś takie uczucie, że wszyscy na których Ci zależy mają Cie głęboko w dupie? Że jesteś śmieciem, wyrzutkiem ale tylko dlatego, że próbowałeś być sobą. Ludzie oceniają Cię przez to kim są twoi znajomi i rodzice? Przez to jakiej muzyki słuchasz i co czytasz. Nie znając twojej historii pozwalają sobie na słowa, które cały czas siedzą w twojej głowie i odbijają się echem.Patrzą na Ciebie z góry i taką pogardą  jakbyś co najmniej kogoś zabił?- Chciałem jej powiedzieć że jest pijana i bredzi i żeby się położyła spać, ale zamiast tego usłyszałem jak mówię - Tak ,dlatego zacząłem tu pracować- wyszeptałem. Dziewczyna zerwała się na równe nogi, jej dotąd przyćmiony wzrok stał się rozumny i utkwił w mojej twarzy -Naprawdę?- spytała cicho. Spojrzałem w dół i prawie bezgłośnie wyszeptałem ,,Tak'' ,gdy zerknąłem na nią z powrotem jej oczy ponownie zaszły mgłą. Położyła się na plecach i wpatrywała w żyrandol. -A mnie nikt nie lubi.-wydęła wargi niczym małe dziecko. Zaśmiałem się. -Ja Cie lubię.- Ale ty nie istniejesz- odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi. -Dlaczego tak uważasz?- Bo jesteś dla mnie dobry, a dla mnie nikt nie jest dobry. Tak już jest i musi być to jest napisane tam u góry.- uniosła palec wskazując mi kierunek.- I wcale nie chodzi mi o sufit.- zaczęła się śmiać z własnego żartu. Patrzyłem na nią zafascynowany. Gadaliśmy  jeszcze długo ale rozmowa przestała się kleić. Prosiła mnie, żebym jej opowiedział jakąś zabawną historię. Gdy byłem mały nie miałem styczności z rówieśnikami. Dlatego opowiedziałem jej coś co mnie zawsze bawiło. Gdy miałem 13 lat biłem się z siostrą na poduszki i przypadkiem uderzyłem ja tak mocno że spadła z łóżka i złamała sobie nos.Od tamtej pory rodzice nie pozwalali mi się do niej zbliżać. Nastolatka słysząc to zachichotała i przetarła zaspane oczy. Ja również byłem zmęczony wstałem od biurka i rozprostowałem zdrętwiałe nogi. Gdy  z powrotem usiadłem przed laptopem zobaczyłem jak Liv przybliża swoja twarz do kamerki. Speszony wzrokiem dziewczyny podrapałem się po karku -Coś... Eghm... Coś nie tak?- Justin -powiedziała szybko ciągle obserwując moja reakcję- Mogę zadać Ci pytanie?- nie czekając na moja odpowiedź kontynuowała - Znaczy... Wczoraj kiedy rozmawiałam z moim przyjacielem- tu prychnęła -byłym przyjacielem- poprawiła się- do jego pokoju wszedł mężczyzna mówiąc że woła go- i nagle zwymiotowała za swoje łóżko. Gdy się podniosła, znów widziałem w jej oczach łzy. -W-wołał g-go -zająknęła się -Ja przepraszam -Spokojnie możesz mi wszystko powiedzieć- Zarumieniła się. Wzięła głęboki wdech, kiedy usłyszałem głos z za drzwi który zbliżał się nie ubłagalnie -Liv?! Liv kochanie wróciliśmy!Dlaczego nie zamknęłaś domu? Coś się stało? -Do sypialni zajrzała zadziwiająco młodo wygladajaca kobieta -Co do cholery się...
________________________________________________________________________________
Helloo !
A o to i jest wymęczony ale się udało:) Trochę krótki ale chciałyśmy szybko coś dodać. Wierzcie mi jeszce takiej blokady nie miałam. 
Ach Justin taki opiekuńczy... Przepraszamy za tak długa przerwę ale Din była nad morzem a ja nie chciałam działać na własna rękę dlatego też zapowiadam iż nowy rozdział może pojawić się jeszcze dziś albo i jutro. Anyway, błagam komentujcie te moje wypociny! Pod ostatnim rozdziałem były co prawda tylko dwa komentarzem ale bardzo mnie poruszyły, dlatego dziękuje i pozdrawiam Marika.blogger i Nati Lukeyy jeszcze raz dzięki :)
Ach no i dziękuje Bo to już 1250 wyświetleń :) I taka mała informacja dla zainteresowanych Din pisze perspektywę Liv a ja Justina. 
Sooo do następnego <3 div="" nbsp="">
Pozdro lamus :) 

sobota, 21 czerwca 2014

6. Do mnie czy do Ciebie?

Liv
Obudziło mnie światło, przedzierające się przez zasłony mojego pokoju. Poruszyłam się delikatnie, ale zaraz jęknęłam z bólu. Otworzyłam szerzej oczy, próbując sobie przypomnieć wczorajsze wydarzenia. Po kilku nieudanych próbach, postanowiłam wstać i włączyć laptopa. Niestety nie udało mi się. Byłam cała odrętwiała i nie mogłam poruszyć moja lewą nogą. Moje oczy powędrowały na dolne partie mojego ciała, zobaczyłam zakrwawioną pościel, co mnie nie za bardzo przeraziło. -Pewnie rany na ręce się otworzyły- powiedziałam sama do siebie. To było trochę dziwne, że kołdra była zakrwawiona właśnie w tym miejscu. Jeszcze raz próbowałam sobie uświadomić zajście. Nic z tego. Delikatnie prawą stopa dotknęłam prostopadle do niej leżącego uda. Głośno syknęłam z bólu. -Kurwa! Co jest?- wrzasnęłam. Chwyciłam za róg poszewki i odsłoniłam część kończyny. Znajdowała się na niej rozległa rana sięgająca od biodra po kolano, była idealnie prosta jak za pociągnięciem noża, ale bardzo głęboka. Oprócz ropiejącego cięcia, widniały tam także plamy skrzepniętej krwi i małe ozdobniki w postaci zaschniętych strupów. Nie przejęłam się tym i schyliłam po komputer. Widząc, że bateria się zaraz wyczerpie, wyciągnęłam z za łóżka ładowarkę. Podłączyłam ją do kontaktu, czekając na uruchomienie urządzenia. Gdy zobaczyłam pulpit, kliknęłam na ikonę przeglądarki. Po kilku sekundach na ekranie pojawiła strona od której się wszystko zaczęło. Zerknęłam na chat. Nikt z moich znajomych nie był dostępny. Spojrzałam na zegarek, na którym widniała dokładnie godzina 7:04. Siódma?! Kto normalny wstaje o siódmej! Wiedząc, że położenie się dalej spać jest bezsensowne, bo i tak nie usnę, postanowiłam zmienić pościel. Szczerze mówiąc to moje łóżko prezentowało się ja ze sceny z jakiegoś słabego horroru albo po ostrym seksie. Spróbowałam się podnieść. Udało mi się to za trzecią próbą. Po chwili stałam już wspierając się o szafkę nocną i utrzymując ciężar ciała na prawej nodze. Zwinęłam prześcieradło kulkę i rzuciłam do kosza na pranie, który znajdował się na drugim końcu pokoju. Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę szafy, z której maiłam zamiar wyciągnąć świeże poszewki. Nie zważając na szarpanie i pieczenia w okolicach podbrzusza, przebrałam zakrwawiony materiał, po czym ruszyłam do łazienki w celu odbycia porannej toalety. Idąc czerwonym szlakiem, jaki pozostał po wczorajszym nie fortunnym upadku, dotarłam do końca krwawej wstążki. Natknęłam się na potłuczoną porcelanę, która musiała być kiedyś ulubionym wazonem moje mamy. Nie chcąc poranić się w stopy, odsunęłam dywan na którym leżały resztki ozdoby. Ominęłam niezgrabnie miejsce wypadku unikając przy tym okaleczeń, postanowiłam tego nie sprzątać, żeby moja matka miała zajęcie po przyjeździe z wyjazdu. Uśmiechnęłam się na myśl o widoku jej miny, która zapewne będzie wyrażać furię. Tak, nie mogłam się doczekać aż wróci. Przemierzając długi korytarz, zastanawiałam się co może robić teraz Justin. Wiem, że nie śpi ponieważ zdradził mi że zawsze wstaje o godzinie 6:00. Było to dla mnie nie do przyjęcia, w końcu był bogaty, nie chodził do szkoły to mógł się wysypiać. Nareszcie stanęłam przed drzwiami łazienki.Weszłam do niej, ściągając z siebie ubrania. Wzięłam szybki prysznic po czym postanowiłam, pierwszy raz od długiego czasu umyć włosy. Gdy zakończyłam pielęgnację, ubrałam się w luźne ciuchy i wyszłam z pomieszczenia. Zmęczyłam się tym. Byłam tak odzwyczajona od ruchu, że nawet tak prozaiczne czynności sprawiały mi problem. Powolnym krokiem poszłam do mojego pokoju. Gdy znalazłam się w środku usiadłam przy biurku i włączyłam laptopa. Wysłałam wiadomość do Caroline.
Ja: Rozmawiamy?
Caroline: Nie. Czekaj na chłopaków.
Nie zdziwiła mnie je odpowiedź. Nigdy nie lubiła ze mną rozmawiać, sam na sam. Czuła się nie zręcznie. Zobaczyłam, że Justin jest dostępny.
Ja: Dzień dobry :)
Justin: Nie mam humoru.
Ja: O! Co się stało księżniczce? Życie nagle przestało być idealne?
Justin: Przestań, nie mam ochoty na żarty.
Ja: Co, okres się zbliża?
W tym momencie głośno się roześmiałam. Nie podobało mi się, w jaki sposób się do mnie odzywa. Nie obchodziło mnie, czy ma humor czy nie, teraz chciałam tylko mu dogryźć.
Justin: Jaki ty masz ze sobą problem co? Piszę Ci, że masz nie żartować to przestań!
Ja: Nie rozkazuj mi! Będę robić na co będę miała ochotę!
Justin: Świetnie kurwa! Nie pisz do mnie!
Nie chce, żebym do niego pisała? Da się załatwić. Nie chciałam dłużej o tym myśleć, nie wiedzieć czemu sprawiało mi to ból. Gdy chciałam wylogować się ze skypa, zadzwonili do mnie przyjaciele. -Hej. -szepnęłam -Cześć -odpowiedzieli mi zgodnym chórem. Uśmiechnęłam się niepewnie. Po tej całej sytuacji nie wiedziałam jak się przy nich zachować. W sumie byłam na nich zła,ale nie potrafiłam długo trzymać urazy.  Teraz nie interesowało mnie jak bardzo mnie zranili. -C..Co słychać?- wyjąkałam.-Włącz kamerkę. -powiedział James. Usłużnie zrobiłam co mi rozkazał. Po chwili widziałam już wszystkich. -Umyłaś włosy. Dlaczego? Wychodzisz gdzieś? -spytała Caroline. -Nie, tak po prostu. Dla dobrego samopoczucia.- odpowiedziałam wzruszając ramionami. -Masz kogoś? -usłyszałam głos James'a -Co powtórka z wydarzeń?-tym razem głos zabrał Mike.-Nie, oczywiście, że nie. Dla... Dlaczego mnie tak traktujecie... Jak zdrajczynie! Czy to źle, że dbam o higienę osobistą?!- wydarłam się do nich. Nie rozumiałam dlaczego zaczęli mnie tak dziwnie traktować. -Zmieniłaś się.- odezwał się po raz pierwszy Nathan. Zabolało, głównie dlatego, że to właśnie on je wypowiedział. To zawsze on był po mojej stronie i mogłam na niego liczyć. Było mi bardzo przykro, że tak uważał, ale moim zdaniem nie miał racji. -Ja się zmieniłam? To wy traktujecie mnie jak obcą. -Dlatego, że się zmieniłaś.- powiedziała zirytowana Caroline, przewracając oczami. -Jesteś taka dziwna. Jakbyś na coś czekała. jakbyśmy byli dla Ciebie rezerwą, bo wolisz rozmawiać z kimś innym. -kontynuowała. Przyznam, ze trafiła w dziesiątkę, ale to niczego nie dowodziło. -A teraz zaczęłaś się stroić. -Mycie włosów to dla Ciebie strojenie? - Zapytałam śmiejąc się do kamery. -Wiecie co? Zmęczyła mnie ta rozmowa, muszę się napić. -powiedziałam powoli wstając z krzesła. Gdy już pewnie stałam na nogach próbując zakryć grymas bólu, który wdarł mi się na twarz, usłyszałam głośno wstrzymywane powietrze. spojrzałam na ekran komputera i zobaczyłam cztery przestraszone twarze. -Liv... Co to?- pierwszy odezwał się Mike. Nie wiedząc o co mu chodzi spojrzałam na moje nogi. Zobaczyłam na nowo krwawiąca ranę która musiała się otworzyć kiedy wstawałam. - A, to to nic... -Cięła się -przerwał mi James- Co ?! Ja wcale się- znów mi przerwano -Spodobało Ci się- powiedziała Caroline po czym wybuchnęła płaczem. Spojrzałam na nią jak na idiotkę i już miałam zaprzeczyć ale dziewczyna się rozłączyła. -Liv... Jak mogłaś, nie rozumiem. Co tobą kierowało?- usłyszałam głos James'a.- Czy wy jesteście...-O boże!- krzyknął Mike i się rozłączył. Czy ja rozmawiam z niedorozwojami? Nie dają mi dojąć do słowa. -Ale ja się nie pocięłam - syknęłam. -Ty się naprawdę zmieniłaś Liv. Ja Cie już nie poznaje. Szkoda, że zeszłaś na złą drogę. Myślałem, że to wszystko potoczy się inaczej.- już mu miałam przerwać, ale powiedział -Po prostu daj spokój Liv. -Byłam tak zdenerwowana, że rysowałam paznokciami blat biurka. -Nie mam zamiaru z tobą więcej rozmawiać. -powiedział chłopak po czym opuścił konwersację. Został już tylko Nathan. Siedział i się na mnie patrzył. Byłam naprawdę bliska łez. -Co nie rozłączasz się? -spytałam łamiącym się głosem. -Może też nie dasz mi dojść do głosu.-zaśmiałam się smutno. Przyjaciel otworzył usta jakby miał zamiar coś powiedzieć, lecz nie wyszedł z pomiędzy nich żaden dźwięk, przez co szybko je zamknął. -Co nic nie powiesz? Nie powiesz mi jaka niby jestem wariatką? Najlepsze jest to, że ja nawet tego nie zrobiłam. -popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. -Przewróciłam się i rozbiłam wazon, który rozciął mi skórę. -otworzył szerzej oczy. Był w szoku. - Ja... -zaczął. Już miałam nadzieje, że mnie pocieszy, że mi pomoże - Ja ... wie -nie dokończył bo drzwi od jego pokoju nagle, otworzyły się z hukiem. -Nate musisz kończyć, woła Cię Just -nie dosłyszałam końcówki, bo młodzieniec szybko zakończył połączenie. Zasmuciłam się bo w końcu nie otrzymałam odpowiedzi. Chwila. Nathan od dwóch lat nie wychodził z domu. A teraz do pokoju wbija mu jakiś facet który każe zaprzestać rozmowy ze mną bo jakiś "Just", no własnie "Just" prawdopodobnie chodzi o imię Justin. Cholernie dziwne. Nie no nie ma co panikować to imię jest naprawdę bardzo popularne, z pewnością nie chodzi o "tego" Justina. Co nie zmienia faktu, że chłopak miał domniemaną agorafobię. Dobra rozumiem, że nie musiał wychodzić z domu ale mówił, że on nie ma nikogo i mieszka sam. To było za dużo jak dla mnie. Ok, wyjebane. Moi tak zwani przyjaciele się mnie boją, a mój najlepszy przyjaciel okłamywał nas przez cały ten czas. Zgłodniałam. Było po dziesiątej a ja jeszcze nie jadłam śniadania. Wzięłam ze sobą telefon i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam mleko z lodówki i płatki z szafki i zrobiłam sobie jedzenie. Zabrałam miskę i poszłam do salonu. Nie minęło pięć minut, a dostałam wiadomość.
Justin: Przepraszam.
No super, nie całe trzy godziny temu, każe mi do siebie nie pisać, bo nie ma humoru a teraz sam zaczyna rozmowę. Nie nadążam za jego zmianami nastroju. Postanowiłam jednak napisać to co przyszło mi jako pierwsze do głowy gdy zobaczyłam, że mam wiadomość.
Ja: Wal się.
I wyłączyłam komórkę.

Justin
Odczytałem wiadomość od Liv. Zaśmiałem się cicho. Nie zdziwiła mnie jej reakcja. Wcześniej zachowywałem się jak chuj. Gdy zobaczyłem, że już jest nie dostępna rzuciłem telefon na kanapę. Spojrzałem na moje biurko, na którym znajdowały się akta mojego głównego przemytnika. To właśnie był powód mojej frustracji. Dziś rano znaleziono jego martwe ciało, w jakimś ciemnym zaułku. Policja ustaliła, że to samobójstwo. Ja znałem prawdę, co mnie naprawdę wkurwiło. Przypomniałem sobie rozmowę z Nathanem, która odbyłem jakieś piętnaście minut temu. Ustaliliśmy, że chłopak załatwi mi nowego pracownika a postaram się aby wersja samobójstwa była utrzymywana jako prawdziwa. Jaszcze tego brakowało, żeby się w to mieszały psy. Ale szczerze mówiąc, nie miałem na to wszystko ochoty. Dziś zrobię sobie wolne. Przydałby mi się odpoczynek. Dawno nie byłem na siłowni. Postanowiłem zadzwonić do Garego i przekazać mu wieści o moich dzisiejszych zamiarach. Ten życzył mi miłego dnia po czym się odłączył. Spakowałem się szybko i pobiegłem do drzwi wyjściowych. Nie mogłem się doczekać, aż się odprężę. Wyszedłem z domu, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Po nie całych pięciu minutach znalazłem się pod budynkiem. Wszedłem do niego pewnie, w ręce ściskając torbę treningową. Podszedłem do recepcjonistki, która zarumieniła się na mój widok. -Justin Bieber.- powiedziałem i mrugnąłem do dziewczyny. Ta zatrzepotała rzęsami, uroczo przygryzła wargę i podała mi kartę stałego klienta. Wziąłem od niej karnet i podziękowałem z szerokim uśmiechem. Ruszyłem do szatni. Przebrałem się i wyszedłem na salę. Rozejrzałem się dookoła. Mój wzrok spoczął na brunetce stojącej przy ciężarkach. Zlustrowałem ją powoli. Ubrana w skąpy obcisły dres, umalowana z idealnie ułożoną fryzurą. Jasne kochanie z pewnością przyszłaś tutaj ćwiczyć. Ale potrzebowałem chwili zapomnienia, więc przybrałem najbardziej szarmancki uśmiech. -Cześć. Ile podnosisz? -wystartowałem do niej. Tyle wystarczyło, żeby rozpocząć rozmowę. Laska nie była specjalnie inteligentna, co mnie tylko upewniło, że dzisiaj spać sam nie będę. Po za tym sama dała mi łatwo do zrozumienia, że się jej podobam. Adoratorka przyglądała mi się jak ćwiczę i raz po raz, dotykała mięśni mojego przedramienia. Po pewnym czasie, zaproponowałem jej wspólnie ćwiczenia, ta wybrała podnoszenie ciężarków. Była sprytna wzięła naprawdę dużo kilogramów, zarzekając się, że da rade podnieść. Wiedziałem jaki ma zamiar, dlatego nie zdziwiłem się kiedy poprosiła mnie o pomoc. Chętnie przystałem na propozycję. Podszedłem do niej od tyłu przyciągając ją naprawdę blisko siebie, o wiele bliżej niż było to konieczne. Jedną ręką objąłem jej drobna dłoń i zacisnąłem na rękojeści sztangi, a drugą przytrzymywałem ja w pasie. Powoli pomagałem jej unosić rękę ku górze i spokojnie opuszczać na dół. Dziewczyna świadomie przysunęła pupę do mojego krocza, wiercąc się delikatnie. Czując, że dłużej nie wytrzymam, nachyliłem się i szepnąłem. -Puść ta sztangę, znam o wiele lepsze zajęcie dla twoich malutkich rączek.-powiedziałem i delikatnie przygryzłem płatek jej ucha. Poczułem jak przebiegają po niej dreszcze. -Do mnie czy do Ciebie?-spytała słabym głosem. -Do Ciebie. -odpowiedziałem stanowczo. Następnie puściłem ją i gwałtownie odwróciłem w moją stronę. Spojrzała na mnie zaskoczona - Za dziesięć minut widzimy się przed wyjściem. - Kobieta ochoczo pokiwała głowa na zgodę. Pokierowałem się w stronę szatni, w zamiarze wzięcia szybkiego prysznica. Za nim się obejrzałem stałem już na dworze czekając. Byłem cholernie podniecony. W końcu otworzyły się drzwi od siłowni przez które wyszła brunetka. Wsiedliśmy razem do jej samochodu. Resztę pamiętam jak przez mgłę.
Obudziłem się wcześnie rano, odprężony i wypoczęty. Spojrzałem na dziewczynę leżącą obok mnie. Słodko wyglądała wtulona w kołdrę. O nie. Nie mam zamiaru się rozczulać. Prawda była taka, że nie znałem nawet jej imienia. Wstałem, ubrałem się w moje wczorajsze rzeczy i ostatni raz popatrzyłem na brunetkę, z którą spędziłem upojną noc. Dobra jest. Z pewnością jeszcze skorzystam. Podszedłem do niej i złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. Uśmiechnęła się przez sen. Teraz mogłem z czystym sumieniem opuścić jej mieszkanie i powrócić do swojej pracy.

_________________________________________________________________________________
Witam!
Bardzo przepraszam za moją długą (jak na mnie) przerwę.
Chciałabym też dodać,że od niedawna to ff pisze jeszcze ze mną @YoKevinYo i można powiedzieć jesteśmy wspólniczkami (XD)
Dziękuje bardzooooo za 1000 wyświetleń! :D
Komentujcie i do następnego :)

środa, 11 czerwca 2014

5. Dobranoc księżniczko.

Liv.
-Do jutra. -powiedziałam bardzo zmęczona.To dziwne, od dawna nie odczuwałam senności. -Dobranoc księżniczko. -usłyszałam zachrypnięty głos Justina i uśmiechnęłam się szeroko. Oczywiście Bieber tego nie widział. Zamknęłam górną klapę laptopa. Odłożyłam sprzęt na biurko i położyłam się do łóżka. Jak na złość nie mogłam zasnąć. Potrafiłam tylko myśleć o tym co będzie jutro. Jaka będzie nasza relacja? Czy wyjawi mi w końcu jaki ma problem? Byłam bardzo ciekawa kim na prawdę jest. Niby rozmawiał ze mną szczerze,ale w jego głosie można było usłyszeć nutkę sztuczności. Im dłużej nad tym myślałam tym bardziej nie chciało mi się spać. Postanowiłam, więc wziąć prysznic. Niezdarnie wstałam i udałam się do łazienki, po drodze łapiąc świeżą piżamę i ręcznik. W drodze do toalety, potknęłam się o skraj dywanu i spadłam na wazon który rozciął mi nogę. -Kurwa!-wrzasnęłam. Poczułam ostre pieczenie w okolicach kolan, spojrzałam w dół na swoje nogi. Z lewego uda, strumieniem sączyła się świeża krew. - Cholera.-mruknęłam. No świetnie nawet nie wiem gdzie są bandaże! Ale byłam zbyt senna, żeby ich poszukać. Utykając ruszyłam do swojego pokoju. Z trudem otworzyłam drzwi, i doczłapałam się do łóżka.Nie zważając na ciecz, która lała się z rany, położyłam się spać.

Justin.
-Dobranoc księżniczko- powiedziałem a następnie odłożyłem laptopa. Było około pierwszej. Nic dzisiaj nie jadłem. Poczułem ssanie w żołądku. Otworzyłem drzwi od swojego pokoju i wyszedłem na korytarz. Skręciłem w lewo do wejścia kuchni. Uchyliłem drzwiczki od lodówki i wyciągnąłem pizze i wsadziłem ją do mikrofalówki. odczekałem 2 minuty następnie wyjąłem parujący talerz z jedzeniem. w kilka sekund zjadłem kawałek i odłożyłem naczynie do zlewu. Udałem się do salonu i rozłożyłem się na kanapie, czekając na moich pracowników. Nie wiem ile tak siedziałem ale nie potrafiłem się oprzeć zmęczeniu przymknąłem oczy i prawdopodobnie zasnąłem. Obudziło mnie delikatne szarpanie za ramie. Zmrużyłem powieki, bo padało na mnie ostre światło z mojego żyrandolu. - Justin, obudź się- ktoś szeptał.- Idioto w ten sposób nigdy nie wstanie- odezwał się inny głos. - Jak jesteś taki cwaniak, to sam go obudź. Ja tez się będę śmiał jak będziesz skulony leżał w koncie i błagał żeby Juss przestał Cie bić po mordzie- powiedział pierwszy głos. Uśmiechnąłem się w duchu słysząc te słowa. To była prawda. - Kurwa odsuń się- zamachnąłem się na osobę nachylającą  na de mną. Otworzyłem szerzej zaspane oczy i ujrzałem męską twarz oddalona zaledwie o pare centymetrów- Stary ty jesteś gejem? - zapytałem złośliwie kumpla. - Jeśli chcesz całusa, to musisz obejść się smakiem skarbie. -Chłopak zareagował błyskawicznie. Wstał i przeszedł na sam koniec pokoju. Zaśmiałem się cicho. Ale zaraz spoważniałem- Jakie wieści? -zapytałem -Prawie wszystko poszło gładko. tylko Nathan zawalił.- No tak. Znowu Nathan. Nie wiem co się dzieje z tym chłopakiem. Albo nie, jednak wiem. To idiota.- Ok, ile kasy? - Przeszedłem do najbardziej interesującego mnie tematu. Garry, chłopak który mnie obudził bo własnie tak się nazywał, wyciągnął z kieszeni swojego płaszcza czysta kartkę a następnie długopis i zanotował wynik. Gdy skończył podał mi notatkę. Ujrzałem całkiem imponującą liczbę, lecz jednak miało być lepiej. - Mało - powiedziałem i znacząco spojrzałem na Nathana. - Mało? Mało?! zdobyliśmy nowego klienta a ty mówisz, że mało?- opowiedział mi Taylor, który wyglądał na nabuzowanego. - Powiedziałem mało - warknąłem. - Nathan za 15 minut do mojego biura- rzuciłem przez ramię i udałem się do pokoju w, którym miałem spotkać się z pracownikiem. Usiadłem za biurkiem i zacząłem przeglądać nowo dostarczone dokumenty. Po dość krótkim czasie, usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę - wymamrotałem zajęty lekturą. Po pokoju rozniósł się dźwięk czyichś kroków. - Justin wołałeś...- Wiem co zrobiłem - przerwałem mu zirytowany- Zawodzisz Nathan- zacząłem - Coraz mniej Ci ufam. Powoli przestajesz mi być potrzebny... A wiesz co się dzieje kiedy ktoś przestaje mi być potrzebny? Prawda Nathan? Zadałem Ci pytanie! -a... w -Wiem,że wiesz co ja z takimi robię! -znów mu przerwałem - WIĘC WEŹ SIĘ KURWA DO ROBOTY I WYPIERDALAJ Z MOJEGO POKOJU !-wrzasnąłem, z radością oglądając przerażenie wypisane na jego twarzy. Byłem z siebie dumny, że tak działam na innych. Ponownie zająłem się przeglądaniem papierów. Więcej nie spojrzałem na chłopaka. Do moich uszu dotarł dźwięk zamykanych drzwi. Spojrzałem na zegarek była 3:28. Odłożyłem notatki i zszedłem do mojego pokoju. Gdy sie w nim znalazłem nie marzyłem o niczym innym, tylko żeby poczuć chłód miękkiej pościeli i położyc głowę na dobrze znanej mi poduszce. Szybko ciągnąłem spodnie, koszulkę i buty. Położyłem się na łóżko aby odpłynąć do krainy snu.

_____________________________________________________________________________
Witam Was!
W tym rozdziale jak widać mamy perspektywę Justina. Nic niby się nie dzieje, a jednak coś :)
Dziękuje znowu @YoKevinYo :)
Do następnego!

sobota, 7 czerwca 2014

4. Może się spotkamy?

Liv. 
-musisz sie pociąć.- Powiedział James z takim spokojem,że miałam ochotę mu walnąć. To chyba nie jest normalne tak? Ale ja ich kocham... Mój oddech przyspieszył. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, co w tym momencie robić. Coraz ciężej mi sie oddychało i cała się trzęsłam. -ale.. - zająknęłam się, lecz nie dokończyłam, gdyż Caroline mi przerwała. -Mówiłaś,że chcesz abyśmy ci uwierzyli. Zrób to a wszystko będzie jak dawniej. - Zacisnęłam ręce w piąstki i odwróciłam głowę patrząc przez okno. Zrobię to, zrobię to bo ich kocham. Tak bardzo mi na nich zależy. Bez słowa ruszyłam w stronę łazienki, nie byłam pewna czy w tym domu jest coś takiego jak żyletka. Przeszukując wszystkie szafki przez moją głowę przechodziło milion myśli na raz. Nie chciałam tego robić, ale  muszę. Moi przyjaciele twierdzą, że tak będzie lepiej to ok. Odetchnęłam z ulgą gdy znalazłam poszukiwaną rzecz. W prawdzie to dziwne. Powinnam być przejęta tym,iż jednak ją znalazłam. Moje ręce strasznie się trzęsły trzymając żyletkę. Usiadłam ponownie na swojej kanapie. Wszyscy momentalnie uśmiechnęli się widząc tą błyszczącą się rzecz w mojej dłoni. Przełknęłam głośno ślinę po czym zamknęłam oczy i przyłożyłam ostre narzędzie do swojego nadgarstka. Nie robiłam tego nigdy, nie wiem czy dobrze to zrobię.. Pomyślałam i po sekundzie przejechałam nią, zostawiając krwawy ślad na mojej ręcę. Spojrzałam na to przerażona po czym zrobiłam to znowu i znowu i znowu..Myślisz,że płakałam? I tu się mylisz, ja nie płaczę. Widząc krwawą rzekę spływającą po mojej ręce uśmiechnęłam sie zwycięsko, mimo że ból był niesamowity. Pokazałam swoje rany, a wszyscy w jednej chwili złapali sie za usta i zrobili duże oczy. Tylko Nathan spokojnie na to patrzył. -no Liv, nie sądziłem że to zrobisz. Jestem z ciebie dumny. Idź to umyj. -Zacisnęłam mocno ręce i rzuciłam żyletką. I nic?! Już wszystko wybaczone?! Jesteście z siebie dumni?! Krzyczałam w duchu. Nie wiem sama dlaczego nie mogłam tego z siebie wydusić. nie chciałam kolejnej kłótni,ale byłam strasznie wkurzona. Wstałam i nie odzywając się ruszyłam z powrotem do łazienki zostawiając po drodze ślady krwi. Włożyłam rękę pod zimną wodę i powoli spłukiwałam. Piekło jeszcze bardziej. Wzięłam szybko jakiś ręcznik i przyłożyłam to swoich ran,aby zatrzymać krwawienie. Zsunęłam sie po ścianie i głęboko oddychałam. Musiałam się uspokoić. Pomyśl o czymś przyjemnym,żeby zapomnieć o bólu. Myśl szybko. Gry, muzyka, Nathan, internet,telefon, Justin, laptop.. Halo,halo.. Dlaczego pomyślałam Justin?! Przecież ja go nawet nie znam.. Cholera.. Pisałam z nim zaledwie raz, z czego bardzo mnie denerwował, a zaliczam go do przyjemnych rzeczy? Liv, ogarnij sie. Siedziałam na tych zimnych kafelkach już dobre 15 minut,aż w końcu czerwona ciecz przestała płynąc po moim nadgarstku. Wrzuciłam ręcznik do wanny po czym podeszłam do apteczki i zabandażowałam rękę pełną przecięć. Powróciłam przed komputer. Widziałam,że wszyscy byli w ciężkim szoku. Było to dla mnie dziwne, sami mi kazali a teraz się dziwią. -Liv.. - odezwała sie Caroline,ale nie dokończyła.- Proszę dajcie mi chwilę spokoju, potem zadzwonię. -Nawet sie nie sprzeciwili. od razu się rozłączyłam i weszłam na swoją ulubioną stronę,gdzie wszystkich ich spotkałam. Nagle ikonka z wiadomościami zaczęła mrugać. 
Justin: Gotowa, na kolejną pulę pytań?
Ja: Przepraszam cię bardzo,ale nie mam ochoty.
Justin: A cóż to się takiego stało? 
Ja: Nie chcę o tym rozmawiać. 
Justin: Może się spotkamy?
Ja: Przecież ja cię nawet nie znam! Nie wiem czy jestem wstanie ci zaufać. Możesz mnie wystawić. 
Justin: Nie zrobię tego. Jesteśmy tu po to,aby sobie pomagać. 
Ja: Nie jestem pewna.
Justin: Kochanie spokojnie! Nic ci się nie stanie. 
Takim gadaniem tym bardziej mnie przerażał, nie byłam pewna czy pójść na to spotkanie. Przecież ja wyglądam jak jakaś wiedźma, jeszcze te nadgarstki. Nie ufam mu na tyle,aby o tym opowiedzieć. 
Ja: Przykro mi. Może jak się bardziej poznamy. 
Justin: No cóż... Może skype?
Ja: To już mi bardziej odpowiada. 
Wymieniliśmy się nazwami i tak dalej. Po niespełna 5 minutach zadzwonił do mnie. Na prawdę bałam się,tak samo jak przed rozmową z Nathanem. -no witam cię księżniczko. -usłyszałam jego ochrypły głos w którym momentalnie się zakochałam. -ym..cześć. - wydukałam i skrzywiłam się lekko. Żadne z nas nie miało włączonej kamerki i w sumie na razie nie chciałam jej włączać. Rozmowa się rozwinęła i było całkiem fajnie. Zadawał mi kolejne pytanie na które z łatwością odpowiadałam. Potem role się odwróciły. Dowiedziałam się dużo jak na jedną rozmowę. Pracuje jako mechanik, nie ma za dużo znajomych. Jego rodzice zginęli w wypadku i co najważniejsze.. Nie jest w żadnym gangu,ani nic podobnego. To ważne dla mnie, gdyż teraz co drugi mężczyzna jest zamieszane w jakieś narkotyki, morderstwa i tak dalej. Dobrze,że on taki nie jest.

____________________________________________________________
Hej!
Przepraszam,że nie dodawałam nic w tygodniu,ale byłam na wycieczce! Kochani komentujcie, bo to,że nie patrzę już na ilość komentarzy nie znaczy,że nie sprawia mi to wielkiej radości. Proszę was:) 
Pozdrawiam Michalineckę i Malwinę :D

sobota, 31 maja 2014

3. Musisz zrobić coś wbrew sobie.

Liv
Na reszcie się otworzyła, przeczytałam wiadomość od niejakiego Bieber'a.
Justin: A co ty taka bezpośrednia?
Zagotowało się we mnie. Co on sobie myśli? Tutaj są ludzie z poważnymi problemami, a ten szczeniak zwyczajnie sobie  z nas kpi. Myśli,że co? że ma urodę, pieniądze i, że jest idealny? Myśli,że ma prawo naśmiewać się z nas? Jesteśmy rodziną, a on to burzy. Żałosny idiota nie ma co robić z czasem.
Ja: Nie jesteś taki jak my.
Justin: Jaki?
Ja: Dlaczego tu jesteś?
Justin:Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Ja: Ty na moje również.
Przez dłuższą chwilę nie odpisywał. Już miałam wyłączyć chat, ale dostałam wiadomość. Nie otworzyłam jej jednak, gdyż usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek była dokładnie 23:47. Kto to może być o tej porze? Zeszłam na dół i zapadła cisza. Podeszłam do drzwi i uchyliłam je lekko. Przeszły mnie ciarki, bo nikogo nie zobaczyłam. Zaraz jednak sie opamiętałam i otworzyłam je szerzej. Pod moimi nogami leżała kartka. Podniosłam ją i rozejrzałam sie dookoła. Wzruszyłam ramionami i weszłam z powrotem do domu. Usiadłam na kanapie i podniosłam wzrok na papier. Była to informacja o urządzanej niedaleko imprezie. Zabawne, nigdzie sie nie wybieram. Zgniotłam ją w ręce i rzuciłam za telewizor. -Ktoś to posprząta.- Mruknęłam i poszłam do kuchni. Szczerze mówiąc trochę zgłodniałam, więc zrobiłam na szybko płatki z mlekiem. Złapałam pierwszy lepszy sok i ruszyłam do pokoju. Usiadłam przy biurku i nagle dostałam kolejną wiadomość. Była od Nathana. Trudno Pan Bieber poczeka. Kliknęłam na mrugającą ikonkę.
Nathan: I co mamusia oddała ci internet?
Ja: Nathan jak tak możesz?! Myślisz,że okłamałabym was? Jesteście moimi przyjaciółmi...Kocham was...Po co mam niby kłamać?
Nathan: No nie wiem, może jest ktoś nowy? Może kochasz go,ale bardziej niż przyjaciela,co?
Ja: Nie mam zamiaru dalej tego ciągnąć, jak Wam przejdzie dajcie znać. Nie mogę uwierzyć,że tak o mnie myślicie!
Wyłączyłam jego zakładkę. Byłam wkurzona i zrozpaczona. Ikonka dalej mrugała. No do cholery o co chodzi!! A.. To Bieber.
Justin: Może najpierw poznajmy się lepiej?
Justin: Dlaczego nie odpisujesz?
Nie miałam ochoty go lepiej poznawać. Przyjaciele  mnie zostawili,a ja potrzebowałam się komuś wyżalić.
Ja: Co chciałbyś wiedzieć?
Justin: Ile masz lat?
Ja: 18.
Justin: Gdzie mieszkasz?
Ja: Los Angeles. Coś jeszcze?
Justin: Tak to dopiero początek..
Zaczął mnie na prawdę denerwować, ta rozmowa była strasznie sztywna i mega nudna. Przewróciłam oczami.
Ja: a więc?
Justin: Ale to dopiero jutro. Dzisiaj muszę jeszcze parę spraw załatwić.
Ja:  Super!Super! Wcześniej mnie męczyłeś, a teraz kurde musisz iść!
Justin: Spokojnie kochanie, już tęsknisz?
Cała zdenerwowana, nawet mu nie odpisałam. Wyłączyłam stronę i wzięłam głęboki wdech.
Następnego dnia nawet nie miałam ochoty iść do szkoły. Byłam zdołowana przez moich przyjaciół. Miałam gdzieś co mówiłam mamie. To moje życie, będę robiła co będę chciała. Jestem dorosła. Dzisiejszej nocy spałam 3 godziny i mi wystarczy. Wstałam, włączyłam laptopa i zalogowałam się. Zostawiając komputer poszłam do łazienki i wzięłam kąpiel. Gdy wróciłam miałam jedną nie przeczytaną wiadomość.
Caroline: Liv, zadzwoń do nas.
Nie odpisując wykonałam połączenie do wszystkich. W moich oczach pojawił się błysk nadziei. Wiedziałam, że mnie nie zostawią. To są jednak przyjaciele. Odebrali po kilku sekundach. -A jednak mi uwierzyliście? - Spojrzałam na nich wszystkich z wielkim uśmiechem. Na ich twarzach było widać mieszane uczucia. Nie odzywali się przez chwilę. -Co jest? -dodałam po kilku sekundach. -Liv, jeśli chcesz abyśmy ci uwierzyli musisz zrobić coś wbrew sobie. -powiedział tym razem James. Zrobiłam duże oczy i westchnęłam głęboko. - a jaśniej?

____________________________________________________________________________
Witam!
Rozdział jest krótki i raczej każdy taki będzie, dlatego dodawane będą bardzo często. :)
Pozdrawiam znowu Malwinę :D
Dziękuje Wam za komentarze i za te miłe słowa!
Postanowiłam,że nie będę patrzyła na ilość komentarzy, jak napisze rozdział to go dodam. Ale to nie znaczy,że nie byłoby mi miło, jakby te komentarze  były!
Powtarzam po raz 2378562378563827 ZAKŁADKA 'INFORMOWANI' :D:D:D
Do następnego!:p

wtorek, 27 maja 2014

2. O Boże, kim ty jesteś?

Liv
Po nie całej godzinie do mojego pokoju wparowała mama. No cóż przyznam, że mnie zaskoczyła. Co jeszcze chciała? Szybko rozłączyłam się.  -Kochanie... my z ojcem.. -przerwała. Pewnie powie,że chcielibyśmy cię przeprosić? Jak ja ją znam.. -Musimy zabrać ci laptopa. -powiedziała stanowczo. Ona chyba sobie ze mnie żartuje! Roześmiałam się głośno,co najwyraźniej strasznie wkurzyło moją rodzicielkę. Sprawnym ruchem chwyciła mój sprzęt i zamknęła jego górą część. O nie mamo, przesadziłaś. W moim ciele zaczęło tak buzować,że prawie nie wskoczyłam na nią i nie zaczęłam jej bić. -CZY CIĘ DO JASNEJ CHOLERY POGIĘŁO! KOBIETO TO JEST MOJA RZECZ, MOJA! NIE MASZ PRAWA MI JEJ ZABIERAĆ! -wybuchnęłam i wstałam z kanapy. -To co,że jest twoja? Ty jesteś MOJĄ córką. -podkreśliła dokładnie słowo 'moją'. -Nie mogę pozwolić na to abyś sie stoczyła. Nie możesz sie uzależnić od tego. Wytrzymasz jedną noc. Jutro ładnie wstaniesz i pójdziesz do szkoły. Zrozumiano? -odwróciła się i juz miała wychodzić,jednak sie zatrzymała i przekręciła  głowę w bok. -A i jeszcze jedno. Mnie i ojca nie będzie, jedziemy, a w sumie lecimy, do biura. -Gówno mnie to obchodzi? Wyjeżdżajcie nawet na całe życie i tak was nie potrzebuję. Tyle lat wychowywałam sie bez was, więc teraz to nie robi mi większej różnicy. Pomyślałam odprowadzając ją wzrokiem do drzwi. Kiedy drzwi sie zamknęły wplątałam ręce we włosy i krzyknęłam jak najgłośniej mogłam. -SUKA. -Kopnęłam z całej siły w drzwi. Oparłam się o ścianę, po czym sie po niej zsunęłam opadając na podłogę. Wyzywałam ją niemiłosiernie pod nosem. Mój oddech przyspieszył, a ja nie mogłam się ogarnąć. Nie płakałam-łzy są dla słabych. Ja jeszcze jestem silna. Nie pójdę jutro do szkoły, nie ma bata. Chcę do moich przyjaciół, oddaj mi ich..Ja jestem im potrzeba, a w prawdzie oni mi! Krzyczałam w duchu. Nagle w kącie po drugiej stronie pokoju coś się zaświeciło. Wstałam niezdarnie i udałam się w tamtą stronę. -co to jest?- kucnęłam i wystawiłam rękę chwytając przedmiot w dłonie. OO, przecież to mój telefon! Uśmiechnęłam się szeroko. -o tym zapomniałaś kochana mamusiu. - wystawiłam środkowy palec w stronę drzwi i usiadłam z powrotem na sofie trzymając w ręku komórkę. Przyszedł mi sms, od jakiegoś numeru. 'Dlaczego nie ma cię w szkole?'. Roześmiałam się tak głośno jak tylko potrafiłam. Co za idiota do mnie piszę? Teraz sie mną interesujecie? Haha, takiego wała wam pokaże! Po za tym, kto to mógł napisać i skąd ma mój numer? Zastanowiłam sie chwilę po czym to olałam i weszłam w aplikacje 'Skype'. Od razu zadzwoniłam do moich przyjaciół. Dlaczego nie odbierają? Nagle do pokoju niespodziewanie wleciała mama. -Liv, posłuchaj zaraz wychodzimy. Twojego laptopa zabieram, internet odcinam. -w tym momencie spojrzała na moją komórkę. -Nie zabiorę ci jej,bo muszę mieć z tobą kontakt, i tak internetu nie będzie. No i nie wspominałam,że będziemy dopiero w środę. -przymykała drzwi,ale jeszcze sie wychyliła i dodała.- Nie myśl,że twoich krzyków nie słychać. - zamknęła i odeszła. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Nie, będziesz silna. Podbiegłam i zaczęłam walić pięściami o drewniane drzwi. Rzuciłam gdzieś telefon, gdyż i tak się nie przyda. Za dwa dni? przecież ja nie wytrzymam! Nathan, Caroline, James, Mike... Oni, moi kochani. -TY PIZDO! NIENAWIDZĘ CIĘ! ODDAJ MI INTERNET! CHOCIAŻ TO! OBIECUJĘ ŻE PÓJDĘ DO SZKOŁY TYLKO PODŁĄCZ MI INTERNET. -wybiegłam z pokoju i chwyciłam mocno moją mamę za rękę. Moje oczy były przepełnione łzami i zamazywały mi widok. - Oni na mnie czekają, proszę.. Dobrze, nie będę siedziała. Wezmę tylko lekcje i odłożę go. Błagam.. -powiedziałam przez łzy. Byłam na skraju załamania. Moje nastroje z każdą sekundą się zmieniały. Mogłam zrobić wszystko, aby odzyskać internet. Kobieta przewróciła oczami i poszła do swojej sypialni bez słowa. Wróciła z laptopem i ruterem. Wręczyła mi je nadal nic nie mówiąc, zeszła na dół i potem juz ich nie widziałam. Najwyraźniej musieli  pojechać. Wpadłam do pokoju i szybko wszystko podłączyłam. Od razy zadzwoniłam do wszystkich. Nikt nie odebrał,choć widziałam,że byli dostępni. 
Ty:Co się dzieje?
Nathan: Olałaś nas.
Caroline: Już nas nie chcesz.
James: Znalazłaś sobie nowych?
Mike: Na pewno lepsi...
Ty: Co wy wygadujecie? Moja mama,ona zabrała mi laptopa i internet. Nikogo nie mam nowego. Kocham tylko was. Wy jesteście moimi przyjaciółmi.
James: Nie kłam.
Caroline: Łżesz. 
Ty: Nathan proszę, powiedz coś. wiesz,że nie zrobiłabym tego! 
Nathan: Ja już nic nie wiem.. Liv, zawiedliśmy się na tobie. 
Własnym oczom nie mogłam uwierzyć. Jak oni tak mogli? Co obwiniasz ich idiotko? To ty zostawiłaś ich, olałaś. Mogłaś nie pozwalać na to mamie. Mogłaś zrobić wszystko... Załamana weszłam szybko na stronę, na której się poznaliśmy, i 0d razu napisałam do Nathana, oczywiście nie odpisał.. Nikt już mi nie odpisywał. Nagle pojawiła sie nowa wiadomość. Moje oczy nabrały blasku, w duchu skakałam z radości. Weszłam szybko i co ujrzałam? Jakiś pierdolony idiota,którego nie znam napisał mi to pierdolone WITAJ. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Liv uspokój się. Ten człowiek może potrzebować pomocy, jak ty. Musisz się ogarnąć. Kliknęłam na jego profil. No w sumie całkiem przystojny. Jego nick to j.bieber. O Boże, kim ty jesteś? Nie wyglądasz mi na osobę z problemami. Taki przystojny, na pewno ma chmarę dziewczyn obok siebie. Odpisałam mu grzecznie Cześć i w prost zapytałam, jakie ma problemy. W prawdzie nie do końca jestem osobą, która by mu pomogła,sama sobie nie radzę ze sobą, to jak mam pomagać komuś? Koleś jestem ostatnią osobą, do której powinieneś sie udać. Wyszłam z pokoju i poszłam do mini biura mojego taty.Przeszukałam jedną z szuflad. O TAK SĄ! Wyjęłam paczkę papierosów i wyszłam na balkon. Bardzo rzadko paliłam,ale powoli zaczyna mi się to coraz bardziej podobać. Zimne kafelki, na których stałam bosą nogą dały znać,że są. Myślałam,że moje nogi zaraz zamarzną. Mimo,że w dzień było bardzo gorąco, bo widziałam termometr, to w nocy było o dziwo zimno. Zwłaszcza jak się stało na balkonowych kafelkach. Brałam do buzi fajkę, ciągnęłam, wdychałam do samych płuc,a potem powoli wypuszczałam i tak cały czas, puki się nie skończyła. Zabrałam paczkę do siebie do pokoju i schowałam. Ponownie zasiadłam i zerknęłam na ekran, o pan Bieber odpisał. Westchnęłam głęboko, no proszę pana,w czym  mogę pomóc? Czekałam,aż otworzy się strona...


___________________________________________
Cześć!
Macie już wyczekiwanego Justin', mimo że jest go mało. : P 
Chciałabym Wam bardzo podziękować, bo jest coraz więcej komentarzy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaka to jest radość! O mało co,a przy niektórych popłakałabym się :') 
Przepraszam, że taki krótki,ale dużo się dzieje. Co za dużo to nie zdrowo ;p
Tym razem chcę pozdrowić bardzo serdecznie moją kochaną przyjaciółkę. @MalwinaPwluk (tt)dziękuje ci za komentarze i za to cudowne wsparcie i oczywiście za ciasto na Dzień Matki :* 
Kochani, komentujcie i przypominam o zakładce 'informowani'. Mile widziane długie opinie. :D
 12 KOMENTATRZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ