poniedziałek, 28 lipca 2014

8. Po raz kolejny nieświadomie targnęłam się na własne życie.

Liv.
Po tym jak wyłączyłam komórkę kontynuowałam swoje jedzenie. Byłam strasznie wkurzona. Moi pseudo przyjaciele traktują mnie jak obcą. Wcale mnie nie słuchają i wymyślają sobie niestworzone rzeczy. Co się z nimi dzieje? Dlaczego tacy są? Wydawało mi się, że nic nas nie rozłączy, że jesteśmy przyjaciółmi na zawsze. Byli pierwszymi osobami, które mają ochotę ze mną rozmawiać i nie interesuje ich to kim są moi rodzice. To przykre,a zarazem miłe z ich strony. Co ja pierdole? Nie wiem, nic już. Złapałam się za głowę wplątując we włosy palce. Jestem taka zagubiona. Nic już nie rozumiem. -KURWA!!-krzyknęłam jak najgłośniej potrafiłam i jednym szybkim ruchem uderzyłam w miskę. Mleko , które było w środku naczynia, rozlało się po całym stole i powoli, małymi kroplami kapało na podłogę. Natomiast płatki gdzieniegdzie pojawiały się w całej kałuży białej cieczy. Zasłoniłam ręce dłońmi i jechałam nimi w dół, zostawiając ślady zadrapań. Nie miałam zamiaru tego sprzątać. Za niedługo powinna pojawić się tu moja mama, która wszystko ogarnie. Pierdole ją, pierdole mojego ojca, pierdole wszystkich. Nikomu nie mogę ufać. Ten świat jest do dupy. Po co Bóg mnie stworzył, skoro jestem kompletnie bezużyteczna, nikt mnie nie lubi. Nawet rodzice mają mnie w dupie. Nienawidzę się, nienawidzę tego całego gówna, które nazywa się moim życiem. Czułaś się kiedyś tak jakby nikt cię nie znał? Jakbyś była powietrzem, a bardziej dwutlenkiem węgla, który jest tak bardzo szkodliwy dla wszystkich i każdy cię odpycha, bo przez ciebie może mu się coś stać? Tak się czuje. Jak wyrzutek. Jak nieobchodzące nikogo coś. Podeszłam do barku moich rodziców i wyjęłam pełną butelkę wódki. Otworzyłam ją i przechylając upiłam na prawdę duży łyk.  Moje rany po pierwszym cięciu się zaczęły pulsować. Od razu spojrzałam w tą stronę. Domagały się pomnożenia. Chciały by było ich więcej. Mój mózg sam stworzył sobie strzałki pokazujące wolne miejsca na kolejne blizny. Przeniosłam wzrok na moje schody. Bez zastanowienia pobiegłam jak szalona po stopniach na górę i wpadłam jak poparzona do łazienki. Rzuciłam się na półeczkę i zaczęłam szukać mojego ukojenia. Czegoś co mi pomoże. Na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, gdy w moich dłoniach znalazła się żyletka. Spokojnym krokiem przeszłam do pokoju,a po drodze dokładnie oglądałam błyskotkę, którą trzymałam. Uśmiechałam się jak wariatka. A może ja jestem wariatką? Usiadłam na łóżku i nie czekając na nic wbijałam ostre narzędzie w swoją skórę i przeciągałam. Robiłam to tak, aby nie wylądować w szpitalu,a prędzej już na cmentarzu gdyż nie wiedziałam kiedy  ktoś zjawi się w domu. idealne kreski zaczęły napływać krwią, której z każdą sekundą przybywało. Mój uśmiech znikał,a ja robiłam się coraz słabsza. Zaczęłam się cała trząść, tak że żyletka wypadła mi z rąk spadając na podłogę. Bujałam się w przód i tył, jakbym miała chorobę sierocą. Patrzyłam cały czas w jeden punkt i o niczym nie myślałam. Kompletnie-w głowie miałam pustkę.Co jakiś czas brałam łyk wódki. Czułam tylko ostre pieczenie i spływającą czerwoną ciecz. Do moich oczu zaczęły napływać łzy,ale nie wypuściłam ani jednej. Nie pozwoliłam sobie na takie coś. O nie, nie. Ty jesteś tępa Liv. Przed chwilą się pocięłaś, a teraz pierdolisz że na łzy sobie nie pozwolisz? Jesteś żałosna. Moje myśli biły się ze sobą. W końcu nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Nie panowałam na tym. Tak bardzo potrzebowałam kogoś, rozmowy, czegokolwiek. Na kogo niby mogłabym liczyć? Jedyną osobą,która chce ze mną gadać jest Justin, chociaż sama nie wiem czy to prawda, czy się na mnie nie obraził. Odblokowałam swojego laptopa i od razu napisałam do Bieber'a. To co leżało mi na sercu-to co było prawdą. Moja wiadomość brzmiała 'Porozmawiajmy przez skype... proszę... ja potrzebuje kogoś. Potrzebuje pomocy, pogadać..' Dzięki Bogu zareagował natychmiastowo. Od razu odebrałam połączenie. Nadal cały czas się trzęsłam. Zlustrowałam go i delikatnie sie uśmiechnęłam widząc jego zmartwienie. To miłe.Kiedy tylko się odezwał i usłyszałam to pytanie momentalnie zapomniałam o wszystkim. Patrzyłam na ścianę  jak zahipnotyzowana. Czułam się jak pieprzona psycholka i tak się zachowywałam. Słysząc swoje imię zareagowałam spojrzeniem na mężczyznę i  się roześmiałam.Tak,w tej chwili nie byłam sobą. Nie wiem co robiłam, nie panowałam nad własnym ciałem i umysłem. Uniosłam swoją zakrwawioną rękę do góry. Widząc jego zaskoczenie obróciłam ją w swoją stronę. Miałam wielką ochotę zlizać spływająca z niej krew. Nie wiadomo dlaczego nabrałam przekonania, że to przyniesie mi ukojenie jakiego potrzebowałam, gdy pojawiła się obawa że Justin może się wystraszyć i rozłączyć. Na całe szczęście szybko zniknęła a zaraz na jej miejsce znalazła się pewność że i tak już podejrzewa że nie jestem normalna więc co mi szkodzi spróbować. Najwyżej stracę kolejna osobę której choć trochę na mnie zależy. Ale wątpię żebym to zniosła. Nie zastanawiając się dłużej, spełniłam swój zamiar. W ustach poczułam metaliczny smak swojej krwi. Śmiałam się jeszcze głośniej. Czerwona ciecz znajdowała się na mojej brodzie, zębach i języku. Wszystko wyglądało jakbym była w jakimś horrorze. Chichotałam jeszcze cicho i uśmiechnęłam się do niego. - Podoba ci się Justin? -wybełkotałam. Powoli zaczęłam zatracać się w bólu i nie do końca rozumiałam co robię. Nie wiem co spowodowało, że spytałam Justina. Ale widząc, że konwersacja dalej jest prowadzona kamień spadł mi z serca. Czułam się coraz gorzej. Nagle przestało mnie to wszystko bawić i zaczęłam wpadać w depresje. Nie zauważyłam kiedy łzy które zebrały się pod moimi powiekami, zaczęły spływać po moim policzku. Kładłam się powoli na łóżko i coraz głośniej płakałam. Współczułam w tym momencie mojej poduszce gdyż była cała mokra od moich łez i kropel ostrej cieczy która ciekła z moich warg. Byłam już tak pijana,że nie rozumiałam do końca co ja tak właściwie robię. Sama nie wiedziałam co mówiłam. Wszystko zlewało się w jeden wielki niezrozumiały dla nikogo bełkot. Moje powieki powoli zaczęły opadać,ale nie usnęłam a dzięki temu nabrałam sił i zaczęłam mówić. -Miałeś kiedyś takie uczucie, że wszyscy na których Ci zależy mają Cie głęboko w dupie? Że jesteś śmieciem, wyrzutkiem ale tylko dlatego, że próbowałeś być sobą. Ludzie oceniają Cię przez to kim są twoi znajomi i rodzice? Przez to jakiej muzyki słuchasz i co czytasz. Nie znając twojej historii pozwalają sobie na słowa, które cały czas siedzą w twojej głowie i odbijają się echem. Patrzą na Ciebie z góry i taką pogardą  jakbyś co najmniej kogoś zabił?- co ja w ogóle pieprze? Po co mu o tym mówię, co go to obchodzi? Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. - Tak ,dlatego zacząłem tu pracować- Te słowa rozbudziły mnie do tego stopnia,że od razu wytrzeźwiałam. Proszę? O czym on mówi? 'Tu pracować' -czyli gdzie? tak to chciałam powiedzieć, ale z moich ust wszyło tylko zwykłe- Naprawdę?- może dlatego,że alkohol znów zaczął działać. Opadłam bez sił na łóżko i z wielkim zainteresowaniem patrzyłam na swój żyrandol. -A mnie nikt nie lubi.- westchnęłam krótko i wydęłam dolną wargę. Usłyszałam cichy śmiech i 'Ja ciebie lubię.' -Ale ty nie istniejesz- odpowiedziałam. Wiedziałam,że nie zrozumie. -Bo jesteś dla mnie dobry, a dla mnie nikt nie jest dobry. Tak już jest i musi być to jest napisane tam u góry.- uniosłam palec wskazując mu kierunek.- I wcale nie chodzi mi o sufit.- zaczęłam się śmiać z własnego żartu. Resztę rozmowy nie do końca pamiętam, wszystko mi się już mieszało. Byłam również zmęczona i mogłam większość przespać. Potem już chyba naprawdę wytrzeźwiałam, bo przypomniałam sobie o sprawie, która mnie od wczoraj nurtowała. Usiadłam i przybliżyłam się do monitora, dokładnie obserwując mężczyznę. Widząc jego zmieszanie od razu się odezwałam. -Justin -powiedziałam szybko ciągle obserwując jego reakcję- Mogę zadać Ci pytanie?- nie czekając na odpowiedź kontynuowałam - Znaczy... Wczoraj kiedy rozmawiałam z moim przyjacielem- tu prychnęłam -byłym przyjacielem- poprawiłam się- do jego pokoju wszedł prawdopodobnie jakiś chłopak mówiąc że woła go...- i nagle zwymiotowałam na swoje łóżko.To było ohydne,ale tak reaguje właśnie na alkohol. Zwyczajnie nie zdążyłam do toalety. Gdy się podniosłam, prawie zaczęłam płakać. -W-wołał g-go -zająknęłam się -Ja przepraszam -Spokojnie możesz mi wszystko powiedzieć.-od razu usłyszałam, co było miłe przez co się zarumieniłam. W moich oczach pojawił się blask nadziei. W tej chwili usłyszałam czyjeś kroki i głos mojej mamy. -Liv?! Liv kochanie wróciliśmy! Dlaczego nie zamknęłaś domu? Coś się stało? -Kobieta otworzyła drzwi,a w jej oczach było można odczytać przerażenie.  -Co do cholery się dzieje? - Nie wiedziałam co mam zrobić. Byłam przestraszona. -Co to ma znaczyć?!- podeszła do pustej butelki. -co ty gówniaro wyrabiasz?! Zostawiłaś taki bałagan, nie zamknęłaś domu i jeszcze się upijasz! Cholera jasna Liv masz 18 lat! Posprzątałabyś po sobie co? -widziałam w jej wyrazie twarzy wściekłość. Zresztą w dupie to miałam. To nie pierwszy raz. -Po za tym zbiłaś mój ukochany wazon!-krzyknęła z przedpokoju.Wtedy nie wytrzymałam. Jak ona mogła teraz mówić o tym jebanym wazonie. A może tak kurwa ,,Dzień dobry"?  -SZKODA KURWA, ŻE TYLKO RZECZY SĄ TAKIE KOCHANE. JESTEŚ PIERDOLONĄ MATERIALISTKĄ.  MI NIGDY NIE POWIEDZIAŁAŚ ŻE MNIE KOCHASZ. NIENAWIDZĘ WAS!-wykrzyczałam przez łzy i trzasnęłam drzwiami. Nawet nie zauważyła moich ran na nadgarstku. Nic nie widzi nigdy, jest ślepa i pojebana. Nikomu nie życzę mieć takich rodziców. Rozpłakałam się tak porządnie. Zjechałam ze ściany i owinęłam ramionami swoje kolana. Szlochałam głośno i nie mogłam się opanować. I wtedy sobie przypomniałam że nie przerwałam rozmowy. Spojrzałam na komputer i ujrzałam rozradowaną twarz Justina  Cholera! Zapomniałam się rozłączyć.Jaka idiotka! Jak mogłam zapomnieć wcisnąć tą cholerną czerwoną słuchawkę! Przeklęłam siebie w duchu. Ale jednak sprawiło mi to trochę satysfakcji. Sama nie wiem dlaczego. Jestem pijana nie muszę się tym przejmować. Podeszłam do komputera i spojrzałam w rozbawione oczy Justina. Uśmiechnęłam się do niego. -Co jest tak zabawne?-zapytałam. Roześmiał się dźwięcznie. -Nic, nic kompletnie.- Nie dowierzając zmarszczyłam brwi. Jego humor zaczął mi się udzielać. -No nie krępuj się, powiedz.- Odpowiedział mi tylko jeszcze głośniejszy rechot. Sama zaczęłam się śmiać. Miałam tylko nadzieje, że nie ja jestem powodem tego nagłego wybuchu endorfin. A nawet jeśli, to nie chciałam niczego psuć dąsaniem się, szczęśliwy Justin to jednak rzadkość. Kiwnęłam do niego zachęcająco, w głębi ducha zaczynałam się już niecierpliwić. -Twoja mama... -zaczął i ponownie parsknął śmiechem. Moja mama? Czego on od niej chciał? Zirytował mnie. Nie chcę, żeby teraz o niej wspominał. Niekiedy powoli zaczęłam trzeźwieć. Sięgnęłam pod łóżko wyciągając kolejną butelkę wódki. Pociągnęłam parę łyków. Poczułam jak alkohol pali moje gardło i rozlewa się po moim ciele. Zaczęło mnie trochę mdlić i na moment straciłam równowagę i musiałam oprzeć się o mebel. Odłożyłam wódkę na bok. Teraz mogłam kontynuować rozmowę o moje matce. Podniosłam rozmarzony wzrok z powrotem na ekran. Chłopak siedział na tym samym miejscu z szerokim uśmiechem przyglądając się moim poczynaniom. Siedzieliśmy tak chwilę mierząc się wzrokiem -To czego chcesz od mojej matki? -odezwałam się jako pierwsza. -Numeru. -Zatkało mnie. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Nagle zrozumiałam z czego tak bardzo śmiał się Justin. To żart, to musi być żart. Zachichotałam i wzięłam do ręki alkohol. Napiłam się trochę krztusząc. -Ha ha ha, zabawne- mruknęłam. Robiłam się już trochę senna. Mimo to cały czas moje kąciki unosiły się ku górze. -Co? -spytał zdezorientowany nastolatek. -To -bąknęłam niekoniecznie świadoma o co mi chodziło. -To wszystko. -ciągnęłam. -Co wszystko? -drążył. W jednej sekundy opiekuńczy Bieber zmienił się z powrotem w Bieber’a dupka. Serio był takim idiotą, czy specialnie mnie prowokował. Jeśli tak to udało mu się.-NIE WKURWIAJ MNIE!- wrzasnęłam - To wszystko, czyli  twój żart dotyczący mojej mamy- dodałam trochę spokojniej. -Kiedy to nie był żart, twoja matka jest naprawdę seksowna - powiedział zupełnie poważnie. Zaczęło się we mnie gotować. Dlaczego nie mogłam byc tak pijana, żeby stracić przytomność? Juz przestała mnie bawić ta cała sytuacja. -To był żart, a ty odwalisz sie od mojej mamy. -Zaczęłam wstawać z krzesła aby poprawić dywan, który wplątał się w jego kółko. -Ale ja Ci mówię...
 -Kurwa mówię przecież, że to był żart a moja mama wcale nie jest seksowna!- przerwałam mu, krzycząc z pod biurka, gwałtownie wstając, co spowodowało, że boleśnie uderzyłam się w głowę. -Nosz ja pierdole- syknęłam wychodząc spod mebla. Złapałam się za miejsce, które pulsowało bólem. Poczułam, że moja dłoń zrobiła się mokra. Szybko przybliżyłam ją do twarzy uważnie się jej przyglądając. Krew widniejąca na moich palcach świadczyła tylko o tym, że po raz kolejny nieświadomie targnęłam się na własne życie. Nie zastanawiając się długo ściągnęłam koszulkę i przyłożyłam ją do rany, próbując zahamować krwotok. Stałam tak przez chwilę gdy usłyszałam jak coś świszczy, jakby powietrze wypuszczane przez zęby. Odwróciłam głowę laptopa aby ujrzeć zszokowaną twarz Justina na którą powoli wstępował szeroki uśmiech. Nie wiedział, że zauważyłam, że się na mnie gapi. W sumie nie tak na mnie tylko na mój biust. Gdybym nie była pod wpływem alkoholu to pewnie szybko zakryłabym się koszulką ,ale zamiast tego wypięłam się sprawdzając tylko czy mam na sobie stanik. Na całe szczęście pozostawał na swoim miejscu. Nie peszyła mnie świadomość, że Justin rozbiera mnie wzrokiem. -Jeśli to Cię pocieszy...to musicie mieć TO w genach.- Usiadłam z powrotem na krześle wkurzona, że rozmowa znów sprowadza się do mojej matki. Zrobiłam to jednak trochę zbyt gwałtownie bo rana znów zaczęła pulsować. Skrzywiłam się lekko, i zobaczyłam współczucie w oczach chłopaka, które szybko zniknęło a na jego miejsce znów wstąpiło pożądanie. Powinnam już dawno założyć koszulkę. W pewnym momencie chciałam nawet zaproponować mu, żeby zdjął swoją, ale w porę ugryzłam się w język. Przez chwile nic nie mówiliśmy ,o dziwo, patrząc sobie w oczy. W pewnym momencie przyszło mi na myśl, że się trochę z nim pobawię i zagryzłam dolną wargę. Lecz nie takiej reakcji się spodziewałam, ponieważ zostałam wyśmiana. Spróbowałam trochę inaczej i zsunęłam delikatnie ramiączko od stanika. Justin przestał się śmiać i wytrzeszczył zaskoczony oczy. Zaraz jednak się opanował i spojrzał na mnie poważnie. Nie wierzyłam co robię ale jeszcze nie odczuwałam wstydu. Wiedziałam, że są to tylko skutki alkoholu. Sama nigdy nawet nie odważyłabym się uchylić rąbek bluzki. Ja nawet nie nosiłam dekoltów i koszulek na ramiączkach. Zamiast się zasłonić usłyszałam jak mówię -Stanął Ci? - Spytałam uśmiechając się chytrze. Justin wybuchnął tak głośnym śmiechem, że zdziwiłam się, że mogłabym kiedykolwiek kogoś rozbawić. Cieszyłam się, że nie speszyłam go tym pytaniem. Czekałam cierpliwie na odpowiedź. -Serio chcesz wiedzieć? - spytał się mnie. Spojrzał na mnie tak gorącym wzrokiem,że poczułam jak wódka ze mnie wyparowuje. Jednym ruchem zamknęłam laptopa. Wiedziałam, że rumieńce zdążyły rozlać się po moich policzkach. Ogarnięta wstydem usiadłam na łóżku, modląc się tylko o to, żeby Justin nie uznał mnie za dziwkę...
______________________________________________________________
Witam,cześć, dzień dobry!
Cóż te o to wypociny napisałyśmy razem.
Mimo,że przy 7 rozdziale jest tylko 1 komentarz, postanowiłyśmy dodać nie mogąc dłużej czekać..
Podoba wam się? Jest już więcej i fragment dla zboczuszków (tak Jadziu myślę o tobie)
Proszę komentujcie, to strasznie motywuje!
Do następneego!

wtorek, 15 lipca 2014

7.-Nikt mnie nie lubi -Ja Cię lubię

Justin
    Leżałem w łóżku tępo patrząc się w sufit. Nie mogłem spać. Moje myśli ciągle krążyły wokół jednej osoby, Liv. To już zbyt długo trwa. Dawno powinienem załatwić sprawę a nie ciągnąć to dalej. Boje się, że ta cała sytuacja odwróci się przeciwko mnie. Nie wiedzieć czemu wspomnienie wczorajszego dnia, wywoływało u mnie uśmiech na twarzy. 

    Usiadłem do komputera z kubkiem herbaty w ręce. Wyświetliłem listę kontaktów i wyszukałem osobę, która w tym momencie najbardziej mnie interesowała. Całe szczęście była dostępna. Włączyłem chat i nim zdążyłem wysłać napisany tekst, dostałem wiadomość.
Liv: Porozmawiajmy przez skype... proszę... ja potrzebuje kogoś. Potrzebuje pomocy, pogadać...
W tym momencie jakby mnie coś ukuło w sercu. Napisała, że potrzebuje pomocy,potrzebowała mnie. Martwiłem się. Połączyłem się z dziewczyną, niemal natychmiast odebrała. Zobaczyłem jej spuchniętą twarz. Miała zaczerwienione oczy i spierzchnięte blade usta. Oprócz tego cała się trzęsła. Z całą pewnością płakała przed chwilą. Z powrotem podniosłem wzrok na jej oczy, gdy to zauważyła kąciki jej ust uniosły się delikatnie, na co odpowiedziałem jej szerokim uśmiechem. -Więc... co się stało?- zapytałem szczerze ciekawy, zachęcając ją do zwierzeń. Liv spoważniała. Nagle zrobiło się niezręcznie. Brunetka zapatrzyła się w jeden punkt poza ekranem jej monitora. - Liv... -zacząłem. Popatrzyła na mnie i zaczęła się głośno śmiać. Zanim zdążyłem spytać co ją tak rozbawiło, podniosła rękę na widok której, zachłysnąłem się powietrzem. Na jej nadgarstku widniały czerwone pręgi z których nieustannie sączyła się krew. Odwróciła dłoń w swoja stronę i jak zahipnotyzowana zaczęła wpatrywać się w rany. Nagle zlizała całą ciecz z cięć, co wywołało u niej jeszcze większy napad śmiechu a  u mnie obrzydzenie. Krew ściekała jej po brodzie co wyglądało zarówno komicznie jak i przerażająco. Spojrzała na mnie ciągle chichotając.-Podoba ci się Justin? -gdy otwierała buzię mogłem dostrzec krew na jej zębach i języku. Nie odzywałem się czekając na wyjaśnienia ze strony nastolatki. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Już wcześniej miałem styczność z takimi sytuacjami. Niestety, ale w mojej branży to nieuniknione. Śmiech dziewczyny powoli przeradzał się w szloch. Nim się obejrzałem leżała na swoim łóżku, w pozycji embrionalnej, trzęsąc się i wylewając łzy w poduszkę. Czasami przestawała aby sięgnąć po wódkę z której raz po raz pociągała duży łyk. Po pewnym czasie przestała płakać tylko mamrotała coś pod nosem czkając, upewniając mnie że jest już naprawdę mocno schlana. Cały czas patrzyłem na nią nie pozwalając ulotnić się żadnemu dźwiękowi z moich ust. Gdy wyglądało na to, że śpi, chciałem się rozłączyć ale powiedziała coś na tyle wyraźnie, ze mogłem ją zrozumieć. -Miałeś kiedyś takie uczucie, że wszyscy na których Ci zależy mają Cie głęboko w dupie? Że jesteś śmieciem, wyrzutkiem ale tylko dlatego, że próbowałeś być sobą. Ludzie oceniają Cię przez to kim są twoi znajomi i rodzice? Przez to jakiej muzyki słuchasz i co czytasz. Nie znając twojej historii pozwalają sobie na słowa, które cały czas siedzą w twojej głowie i odbijają się echem.Patrzą na Ciebie z góry i taką pogardą  jakbyś co najmniej kogoś zabił?- Chciałem jej powiedzieć że jest pijana i bredzi i żeby się położyła spać, ale zamiast tego usłyszałem jak mówię - Tak ,dlatego zacząłem tu pracować- wyszeptałem. Dziewczyna zerwała się na równe nogi, jej dotąd przyćmiony wzrok stał się rozumny i utkwił w mojej twarzy -Naprawdę?- spytała cicho. Spojrzałem w dół i prawie bezgłośnie wyszeptałem ,,Tak'' ,gdy zerknąłem na nią z powrotem jej oczy ponownie zaszły mgłą. Położyła się na plecach i wpatrywała w żyrandol. -A mnie nikt nie lubi.-wydęła wargi niczym małe dziecko. Zaśmiałem się. -Ja Cie lubię.- Ale ty nie istniejesz- odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi. -Dlaczego tak uważasz?- Bo jesteś dla mnie dobry, a dla mnie nikt nie jest dobry. Tak już jest i musi być to jest napisane tam u góry.- uniosła palec wskazując mi kierunek.- I wcale nie chodzi mi o sufit.- zaczęła się śmiać z własnego żartu. Patrzyłem na nią zafascynowany. Gadaliśmy  jeszcze długo ale rozmowa przestała się kleić. Prosiła mnie, żebym jej opowiedział jakąś zabawną historię. Gdy byłem mały nie miałem styczności z rówieśnikami. Dlatego opowiedziałem jej coś co mnie zawsze bawiło. Gdy miałem 13 lat biłem się z siostrą na poduszki i przypadkiem uderzyłem ja tak mocno że spadła z łóżka i złamała sobie nos.Od tamtej pory rodzice nie pozwalali mi się do niej zbliżać. Nastolatka słysząc to zachichotała i przetarła zaspane oczy. Ja również byłem zmęczony wstałem od biurka i rozprostowałem zdrętwiałe nogi. Gdy  z powrotem usiadłem przed laptopem zobaczyłem jak Liv przybliża swoja twarz do kamerki. Speszony wzrokiem dziewczyny podrapałem się po karku -Coś... Eghm... Coś nie tak?- Justin -powiedziała szybko ciągle obserwując moja reakcję- Mogę zadać Ci pytanie?- nie czekając na moja odpowiedź kontynuowała - Znaczy... Wczoraj kiedy rozmawiałam z moim przyjacielem- tu prychnęła -byłym przyjacielem- poprawiła się- do jego pokoju wszedł mężczyzna mówiąc że woła go- i nagle zwymiotowała za swoje łóżko. Gdy się podniosła, znów widziałem w jej oczach łzy. -W-wołał g-go -zająknęła się -Ja przepraszam -Spokojnie możesz mi wszystko powiedzieć- Zarumieniła się. Wzięła głęboki wdech, kiedy usłyszałem głos z za drzwi który zbliżał się nie ubłagalnie -Liv?! Liv kochanie wróciliśmy!Dlaczego nie zamknęłaś domu? Coś się stało? -Do sypialni zajrzała zadziwiająco młodo wygladajaca kobieta -Co do cholery się...
________________________________________________________________________________
Helloo !
A o to i jest wymęczony ale się udało:) Trochę krótki ale chciałyśmy szybko coś dodać. Wierzcie mi jeszce takiej blokady nie miałam. 
Ach Justin taki opiekuńczy... Przepraszamy za tak długa przerwę ale Din była nad morzem a ja nie chciałam działać na własna rękę dlatego też zapowiadam iż nowy rozdział może pojawić się jeszcze dziś albo i jutro. Anyway, błagam komentujcie te moje wypociny! Pod ostatnim rozdziałem były co prawda tylko dwa komentarzem ale bardzo mnie poruszyły, dlatego dziękuje i pozdrawiam Marika.blogger i Nati Lukeyy jeszcze raz dzięki :)
Ach no i dziękuje Bo to już 1250 wyświetleń :) I taka mała informacja dla zainteresowanych Din pisze perspektywę Liv a ja Justina. 
Sooo do następnego <3 div="" nbsp="">
Pozdro lamus :)